Pink Floyd: stereo i w kolorze

The Dark Side of the Moon - Immersion Box (2011)

The Dark Side of the Moon - Immersion Box (2011)

Nie zdjąwszy nawet butów, chwyciłem za jeden z egzemplarzy „Ciemnej strony księżyca” drzemiących w domowej płytotece. Chciałem czym prędzej przekonać się, czy dźwięk, który usłyszałem tego wieczora, przypadkiem mi się nie przyśnił. Ale nie: miękki fortepianowy akord wieńczący „The Great Gig in the Sky”, który wybrzmiewa leniwie ku ciszy, w ostatnich sekundach utworu rzeczywiście ulega transpozycji – mniej więcej o jeden pełny ton w górę – po czym w okamgnieniu wraca do naturalnej wysokości. Moje uszy przez tyle lat pozostawały głuche na ów niuans. Uchwyciły go dopiero w trójkowym studiu im. Agnieszki Osieckiej podczas uroczystego odsłuchu „The Dark Side of the Moon” – imprezy inaugurującej kampanię promocyjną ekskluzywnych wznowień spod znaku „Why Pink Floyd?”. Tak oto odkryłem, jak mało spostrzegawczy ze mnie słuchacz.

STEREO

Kiedy jesienią 1976 roku Johnny Rotten pokazał koszulkę z hasłem „I Hate Pink Floyd”, a Wielka Brytania nurzała się w brudnych dźwiękach „Anarchy in the U.K.”, zdawać się mogło, że świat stanął na głowie. Dość, że wspomniany debiutancki singiel Sex Pistols wyprodukował Chris Thomas – ten sam, który trzy lata wcześniej zmiksował „The Dark Side…”. Historia wydała z siebie coś na kształt chichotu, lecz po namyśle przywróciła muzykom Pink Floyd należną im cześć, rychło awansując ich do rangi jeśli nie geniuszy, to z pewnością największych prestidigitatorów w historii rocka. Tym sposobem sztukmistrzowie z Wysp jeszcze przez długie lata mamili nas swoimi wizjami zrodzonymi z fantazmatów cudownie chorej muzycznej wyobraźni.

W studiu przy Myśliwieckiej nie spotkałem zwolenników myślowej spuścizny Rottena. Ujrzałem natomiast charakterystyczny, przyodziany w trójkątne motywy tłum, przybyły – często z daleka – w celu zbiorowego wysłuchania płyty, którą każdy z obecnych znał na pamięć. Szaleństwo? Bynajmniej. Jak stwierdził redaktor Piotr Metz – pomysłodawca wieczoru – raczej powracająca po latach moda na wspólne słuchanie albumów i dzielenie się wrażeniami na gorąco. Niezależnie jednak od filozofii całej imprezy, przybyłym przyświecał jeden cel: doświadczyć w możliwie najlepszych akustycznie warunkach wiekopomne dzieło Pink Floyd, które ukazało się właśnie w postaci nowo remasterowanego CD, winyla oraz ekskluzywnego boksu immersion, pełnego niespodzianek wizualnych i muzycznych. Ścieżkę dźwiękową płyty, ulepszoną brzmieniowo przez Jamesa Guthriego, odtworzono z dysku komputera na audiofilskim zestawie dostarczonym na tę okazję przez łódzką firmę Audiofast. Zanim jednak doszło do emanacji „Ciemnej strony…”, Metz postanowił zaostrzyć nieco apetyt obecnych na sali i zaprezentował drobny wycinek materiałów dodatkowych, którymi cieszyć będziemy uszy przy okazji dostępnych już dziś i zapowiadanych na najbliższe miesiące wznowień. Na początku zabrzmiał temat „The Hard Way” pochodzący z nigdy nieukończonego projektu „Household Objects” (słynnej niedoszłej płyty Floydów, na której muzycy używają przedmiotów codziennego użytku miast instrumentów), potem zaś cudem odnaleziona wersja “Wish You Were Here” z kompletną, rozbudowaną solówką Stephana Grappellego. Słuchając tego drugiego utworu, obecni na sali mogli poczuć się szczęściarzami – oficjalnie rzecz dostępna będzie dopiero w listopadzie.

Jak było? Jak dla mnie z lekka przycicho. Ale to wrażenie ze wszech miar subiektywne – najwyraźniej Trójka bardziej dba o bębenki swoich słuchaczy niż ja o własne. W trakcie odsłuchu salę spowijała niemal nabożna atmosfera, będąca przejawem mistycznego uniesienia (chyba), tudzież dbałości o to, by nie zakłócić odbioru innym. Co oczywiście nie zawsze się udawało, ale – paradoksalnie – upadające sporadycznie klucze i pikające komórki doskonale zgrały się z efektami w „Time” i „Money”, tworząc jedyny w swoim rodzaju dźwiękowy kolaż. Pomysł na promocję pierwszorzędny, oby więcej takich! Choć i bez niego znaleźlibyśmy wystarczająco wiele powodów, by po raz setny zaopatrzyć się w płyty Floydów…

O serii „Why Pink Floyd?” będziemy informować Was na bieżąco, a w grudniowym „Lizardzie” zamieścimy obszerne omówienie całości. Tymczasem zachęcamy do obejrzenia zdjęć z imprezy i udziału w konkursie na Facebooku. Do wygrania najnowsza, niezmiennie ciemna strona księżyca, ufundowana przez EMI Music Poland.

W KOLORZE

Zdjęcia: Paweł Kuraszkiewicz