Mahavishnu Orchestra – Live In France 1972 (Headliner, 2011)

Recenzja DVD Mahavishnu Orchestra – Live In France 1972 (Headliner, 2011)

 

mahavishnu-orchestra-live-in-france-1972-dvd-cover-okladka

Zamiast tradycyjnej minuty ciszy jest minuta dodatkowego strojenia się. Dalej już klasycznie, począwszy od potężnego „Meeting of the Spirits”, wypełnionego  podniosłymi partiami solowymi. Nad końcową improwizacją Goodmana wyrasta kojący temat „You Know, You Know”. Ci, którzy słyszą go pierwszy raz w wykonaniu live będą mocno zaskoczeni tym, ile w nim dynamicznych solówek. Długie „Dance of Maya” łączy wspólny temat na początek i koniec, ale środek jest całkiem frywolny.  Słychać tam m.in. zabawny bluesowy dialog Hammera z grającym palcami (!) na skrzypcach Goodmanem. W „One Word” przychodzi kolej na solówkę basisty oraz dialog trzech solistów, a po nostalgicznych „Resolution” i „Sanctuary” nadchodzi potężna końcówka z „Awakening”. Fani Mahavishnu usłyszą tu wszystko, czego pragną – nieprzewidywalną grę lidera, rockowe popisy Goodmana, pełną mocy grę Cobhama czy wspaniałe solówki na elektrycznym pianie Fendera i Minimoogu Hammera. Szczególnie ten ostatni wyróżnia się, grając znacznie bardziej jazz-rockowo niż współcześni mu Hancock czy Corea. Jest też okazja, dzięki mało wprawnym ujęciom kamerzysty, żeby bliżej przyjrzeć się grze Ricka Lairda, który zawsze stał na ostatnim planie. Jakość obrazu i dźwięku jest przyzwoita – brakuje jedynie basowej głębi. Poza jedną oficjalną koncertówką z Montreux 1974 nie ma żadnego innego zapisu koncertowych popisów oryginalnego składu Mahavishnu. Wszystko przez morze łatwo dostępnych bootlegów i brak zainteresowania ze strony McLaughlina na zmianę tego stanu rzeczy. Szkoda, bo moglibyśmy otrzymać znacznie bardziej dopracowany produkt.  Koślawe zdjęcia i skopiowana z Wikipedii biografia z tyłu pudełka to nie poziom, na które zasłużyła legenda jazz-rocka.

5/6
Barnaba Siegel