Wolfert Brederode Quartet – Post Scriptum

Wolfert Brederode Quartet - Post Scriptum (2011)

Wolfert Brederode Quartet - Post Scriptum (2011)

• • • •
ECM (2011)

W świecie pełnym reguł, które należy respektować bądź łamać, rzadko udaje się znaleźć trzecią drogę. Ale obchodzenie reguł szerokim łukiem – jeśli tylko uda się go wyznaczyć – potrafi być nie tylko bardziej odkrywcze od jawnego ich nieprzestrzegania, ale i zbawienne dla psychiki. Nowy album kwartetu Wolferta Brederode dowodzi tego niezbicie. To już drugi krążek w dorobku ansamblu, którego lider ma na swoim koncie przodującą rolę w eksperymentalnej formacji Nimbus, epizody z prowadzonymi przez siebie trio i kwintetem, a także kolaboracje z wielu ciekawymi indywidualnościami sceny (Susanne Abbuehl). Holenderski pianista i kompozytor z płyty na płytę coraz pewniej trzyma pióro w ręku, lecz… coraz mniej kreśli nim melodii. To niesłabnąca fascynacja improwizacją sprawiła zapewne, iż „Post Scriptum” cechuje coś na kształt melodycznego amorfizmu, pozwalającego doświadczać kompozycji wyłącznie w czasie rzeczywistym. Na krążku próżno szukać fraz, które zapadałyby w pamięć – nawet krótkich, zwiewnych, kilkutaktowych. Można wręcz pokusić się o hipotezę, iż Brederode zupełnie nie interesuje melodia rozumiana jako tune. Znacznie bardziej przyciąga go coś, co nazwałbym melodycznym gestem. Doskonale słychać to już w otwierającym całość „Meander”, gdzie sugestywne, wijące się klarnetowe frazy Claudio Puntina przywołują na myśl naprzemienne wspinanie się po stopniach i schodzenie w dół. Nie inaczej jest z „Angelico” (hipnotycznie wybijana progresja harmoniczna stanowi szkielet utworu i zarazem jego treść), a także tytułowym „Post Scriptum” i nieco onirycznym „Silver Cloud” – wariacje obu tych tematów, umieszczone w kluczowych punktach programu, stanowią niezbędne i satysfakcjonujące dla ucha punkty orientacyjne. Które są potrzebne – wszak część utworów brzmi jak totalne improwizacje, podawane od początku do końca ad libitum („Brun”, „Sofja”). Gra muzyków jest jednak przemyślana i precyzyjna, choć oszczędna. A przy tym tętni życiem, naturalnością i… luzem. Inaczej niż w wypadku poprzedniego krążka, który niemal całkowicie zdominował Brederode, kompozycje popełnili wszyscy członkowie kwartetu: fenomenalny kontrabasista Mats Eilertsen aż trzy, klarnecista Claudio Puntin i bębniarz Samuel Rohrer – po jednej. „Post Scriptum” to ze wszech miar udana wyprawa w intrygujące muzyczne rejony. I choć prowadzi nas z dala od utartych melodycznych szlaków, z dala od reguł i konwenansów – jest szczersza od nich w swej wymowie.

Łukasz Hernik