“Apokalipsa jest starym kowbojem”, czyli Michael Gira z The Swans

“Idąc na solowy koncert Michaela Giry i mając w świadomości, że będzie to występ kameralny, akustyczny, w małym klubie Pardon, To Tu, nie wiedziałem tak naprawdę, czego się spodziewać. Że co, wielki prowokator ze  Swans, eksperymentator z Angels of Light wyjdzie sobie na scenę, siądzie na krzesełku weźmie pudłówkę i zacznie grać folk i bluesy? Okazało się, że…dokładnie tak.

Na wstępie muszę powiedzieć, że choć Pardon, To Tu jest klubem małym i, po pewnym czasie, dość dusznym, to ma jednak niezłą akustykę na takie występy. Fajnie też było zobaczyć, że Gira solo potrafi przyciągnąć na dwa wieczory z rzędu publiczność rzędu 100-150 osób, co jak na wykonawcę niszowego jest niezłym dokonaniem. Także przekrój wiekowy publiczności oscylował raczej wokół “student / absolwent” niż “wiek średni / emeryt”, co chyba zdziwiło nawet gwiazdę wieczoru, która w pewnym momencie skonstatowała “Swansi grali pierwszy raz w Polsce w 1986 roku. Sporej części z was chyba nawet nie było wtedy na świecie.”, za co zebrał porcję oklasków i śmiechów. Aha, w ogóle był to wyluzowany koncert. Mimo tego, że sceną władał facet bez wątpienia obdarzony Charyzmą przez duże CH.

Znajomy polecając mi ten koncert wspomniał, że Gira lubi szokować i obnażać się na scenie. Gdy wyszedł, pomyślałem iż w jego wypadku obnażanie byłoby już odrobinę niesmaczne. Sam Gira, w kowbojskim kapeluszu i eleganckich skórzanych półbutach miał chyba na ten temat podobne zdanie, gdyż największą ekstrawagancją sceniczną było częstowanie chętnych widzów miętówkami. Poza tym skupił się na graniu i śpiewaniu(…)”

Michael Gira, Pardon, To Tu

Pełna relacja oraz więcej zdjęć w najbliższym numerze Lizarda!