Radiohead – The King of Limbs

Radiohead - The King of Limbs

Radiohead - The King of Limbs

• • • •
Radiohead (2011)

Kup na Amazon.co.uk (CD)

Radiohead to prawdziwy fenomen. Wszelkie prawa i wymogi rynku muzycznego panowie mają w głębokim poważaniu i po raz kolejny pokazują, że muzykę wolą robić, wydawać i promować po swojemu. W przypadku „The King of Limbs” najlepszą promocją okazał się…  jej brak. O płycie od początku i tak było głośno. Przypomnijmy: 14 lutego muzycy zapowiadają wydanie nowej płyty za pięć dni. Panowie stwierdzają jednak, że nie ma na co czekać i wpuszczają go do sieci dzień wcześniej, 18 lutego. Równocześnie ma premierę dość dziwaczny, czarno-biały teledysk do singlowego „Lotus Flower”, ukazujący opętańczy taniec Thoma Yorke’a. Widać także w tej materii muzycy jak ognia wystrzegają się działań, które można określić mianem standardowych. Teledysk momentalnie zrobił furorę i do dziś w sieci obejrzało go już prawie dziesięć milionów (!) internautów. Na fizyczną wersję albumu trzeba było czekać kolejne dwa miesiące. To niecałe 38 minut muzyki, absolutnie niekomercyjnej i dość ciężkostrawnej dla przeciętnego zjadacza chleba. O ile „Little By Little” czy „Lotus Flower” można nawet określić mianem piosenek, to już „Feral” wystawia słuchacza na ciężką próbę. Ot, kilka minut dziwnego, połamanego beatu i dość ascetycznej elektroniki. W podobny sposób brzmią otwierające płytę „Bloom” i „Morning Mr. Magpie”, tyle że wokal Yorke’a nadaje im już względnie zorganizowaną formę. Płyta zwalnia i normalnieje dopiero pod koniec. Muzyka staje się bardziej wyciszona, przestaje się liczyć elektroniczny rytm, powracają melodie i senny, rozmarzony wokal. W „Codex”, oprócz fortepianu, pojawia się trąbka. To niby prosta, oszczędna w środkach wyrazu ballada, ale takiego klimatu nostalgii nie potrafi wyczarować żaden inny zespół. Podobnie jest w „Give Up The Ghost”, którego brzmienie sprowadza się do gitary akustycznej, zwielokrotnianego wokalu i… ćwierkania ptaków. Jeszcze tylko „Separator”, oparty na hipnotycznym śpiewie Yorke’a, i płyta się kończy. A my budzimy się z tego dość dziwnego snu. „The King of Limbs” daleko do najlepszych osiągnięć Radiohead. Warto jednak dać mu szansę. To album, który można poznawać naprawdę długo i z czasem zyskuje coraz więcej.

Robert Siemiński