
• • •
Foxtrot (2010)
Roine Stolt założył Agents Of Mercy myśląc o odpoczynku od rozbudowanych suit wykonywanych z macierzystym The Flower Kings. Szybko okazało się, że nic z tego – lider wraz z Nadem Sylvanem rzucili się w wir pisania wielowątkowych, barwnych kompozycji i choć są to utwory krótsze, to zawartymi w nich pomysłami można spokojnie obdzielić dziesięć innych płyt. Muzycy pragnęli na „DramaRamie” odnaleźć źródła własnych inspiracji, co udało im się wyśmienicie. Dzięki temu wiemy, że oprócz progresywnego rocka cenią sobie The Beatles, glam-rock, Mahavishnu Orchestra i Davida Bowie’go. Niestety to wszystko słychać na płycie – dzieje się tutaj zbyt wiele, a doskonałe pomysły są niszczone przez te zupełnie beznadziejne. Nie brakuje dobrych, ciekawych kompozycji: „Peace United” z licznymi aluzjami do stylu Genesis i finałowym akordem a la „A Day In The Life” The Beatles, wielowątkowe „We Have Been Freed” czy przejmujący, podniosły „Time”. Perełki toną jednak w morzu przeciętności. To wydaje się zresztą chroniczną przypadłością Stolta. Jak na normy albumów, które nagrywał, ten i tak jest zaskakująco krótki (tylko jedna płyta, tylko siedemdziesiąt jeden minut muzyki), ale to wciąż zbyt wiele. Nie pomaga tu ani doskonały warsztat muzyków, ani piękne, analogowe brzmienie całości. Pomogłoby skrócenie płyty do czterdziestu minut i wybór najlepszych pomysłów. Agents Of Mercy potencjał mają – tylko nie każdemu będzie się chciało go poszukać.
Wojciech Lewandowski