
• •
Mystic (2011)
Osiem lat temu byłem na dwóch koncertach Kata. Widziałem, jak muzycy zmęczeni są swoją legendą. Miotający się Roman Kostrzewski zupełnie nie przekonywał swoimi interpretacjami skromnej grupki publiczności pod sceną. Już wtedy rokowania co do przyszłości zespołu nie były najlepsze. Teraz mamy dwa zantagonizowane Katy (Luczyka i Oseta kontra Kostrzewskiego i Lotha). Płyta pierwszej pary wyszła sześć lat temu, teraz do głosu doszedł Roman ze swoją frakcją. Album miał premierę rok po katastrofie smoleńskiej, a okładkę zdobi godło przysłonięte czarnym krzyżem. Oczekiwałem więc aktualnego, poważnego i kąśliwego materiału o naszej ojczyźnie pełnej podziałów i zakłamania. Instrumentalne intro „Bara” mimo sprawności gitarzystów razi brakiem pomysłowości. Jedyne, co kawałek wnosi, to mroczny, metalowy klimat, w którym pozostaniemy już do końca. Sytuację poprawia następny utwór („Maryja Omen”) z krótkim motywem melodycznym podbitym ostrymi riffami. Słychać, że Roman śpiewa, nieco chrypi. Trudno jednak ustalić co śpiewa (książeczka z tekstami tutaj jest nieodzowna). Kto zna Kostrzewskiego domyśla się, że obrywa kościół (aluzje do radia M). Długie utwory pozwalają się wyszaleć instrumentalistom, ale niestety nie zaskakują aranżacyjnie. Od Kata wymagam więcej niż ogrywania w różnych wariantach przewodniego motywu (typowa „łupanka” w „Kupie świąt” czy nijaka instrumentalna ballada „Bieluń”). A osobliwa poetyka Romana Kostrzewskiego zamiast w stronę treści ciąży w kierunku dziwnej formy, która traci na komunikatywności i nie każdemu odpowiada. Oddanych fanatyków ucieszy kilka fragmentów (dynamiczne, chwytliwe „Z Boskim zyskiem”), ale to zdecydowanie za mało. W latach świetności uwielbiałem Kat. Szkoda, że doczekałem jego upadku.
Krzysztof Kowalewicz