Przejdź do treści

Lizard’s Hall of Fame #1: The Beatles

Zaczynamy nowy cykl, który znajdziecie na początku każdego miesiąca na naszej stronie. Przez cały 2012 rok będziemy prezentować ważnych, ponadczasowych artystów. Wszystkich doskonale znacie, ale przeczytać, obejrzeć i posłuchać raz jeszcze nie zawadzi… A na końcu czeka na Was mały prezent.

Oczywiście żadne „Hall of Fame” nie byłoby kompletne bez The Beatles. Zespołu, który w ciągu ośmiu lat zmienił oblicze muzyki rockowej. Wystarczy zresztą porównać otwierające ich debiut „I Saw Her Standing There” z nagraniami z drugiej strony „Abbey Road”. Zmieniło się wszystko – począwszy od stylistyki, poprzez ekspresję, na otaczającym świecie kończąc.

W czasie swojej kariery Beatlesi wiele razy łamali ogólnie przyjęte prawa muzycznego biznesu. Ze swoją pozycją i popularnością mieli do tego pełne prawo. Stąd przekraczająca ponad 100 razy przeciętny budżet okładka „Sgt. Pepper’s…” i minimalistyczna forma białego albumu. Stąd liczne eksperymenty studyjne, puszczanie taśm od tyłu i używanie instrumentów, z których żaden rockowy zespół nie robił wcześniej użytku. Zresztą wystarczy posłuchać magicznego „Strawberry Fields Forever”:

Utwór znajdziecie na płycie „Magical Mystery Tour”, ścieżce dźwiękowej z eksperymentalnego, szalonego filmu Paula McCartneya, w którym zabrakło jednej rzeczy – fabuły, która by go udźwignęła. „Magical…” skrytykowano na tysiąc możliwych sposobów. Może i słusznie, choć dla wielu to brakujące ogniwo między absurdalnym humorem The Goons, który tak ukochał John Lennon, a Latającym Cyrkiem Monty Pythona.

Nie możemy pominąć też „Tomorrow Never Knows”, fascynującej piosenki inspirowanej książką Timothy’ego Leary’ego. Warto wsłuchać się w to bogate, intrygujące tło:

„Tomorrow Never Knows” zamykało „Revolver”, album przez wielu stawiany na równi z „Sgt. Pepper’s…”, a czasem wynoszony jeszcze wyżej. Napisano nawet o nim (darmową!) książkę. I na koniec jeszcze ponadczasowa ballada: „Something”.

The Beatles to nie tylko niezliczone przeboje Lennona i McCartneya. George Harrison miał niezwykłą lekkość komponowania pięknych, delikatnych melodii. Równie dobrze moglibyśmy w tym miejscu dać „While My Guitar Gently Weeps”, ale (pochodzące z „Abbey Road”) „Something” wygrało za sprawą jakże prostego i pięknego tematu gitary. To tylko kilka dźwięków, a ile emocji…

Kalendarz na styczeń
Kalendarz na styczeń

Mamy jeszcze dla Was mały prezent na początek roku i początek miesiąca. Jeśli chcecie ubrać pulpit swojego komputera w iście karnawałowe i psychodeliczne barwy – zapraszamy do ściągnięcia naszego kalendarza.

A zainspirowanych beatlesowsko zapraszamy do dalszego zanurzenia się w twórczość zespołu. Trzeba posłuchać:

  • „Rubber Soul”– bo jest tu sitar Harrisona, kunsztowna partia fortepianu w „In My Life” i genialny rocker na otwarcie – „Drive My Car”.
  • „Help!” – bo utwór tytułowy i „The Night Before” mają genialne melodie, a „Yesterday” ma kwartet smyczkowy.
  • „Sgt. Pepper’s Lonely Hearts Club Band” – bo to „Sgt. Pepper’s Lonely Hearts Club Band”…

Władającym językiem angielskim polecamy jeszcze trzy książki, które nie prezentują może pełnego obrazu zespołu, ale pomagają zrozumieć jego fenomen:

  • „Revolution in the Head” – wciągający przegląd wszystkich piosenek The Beatles na tle swingującej epoki. Wszystko opisane z niezwykłą dokładnością i dbałością o szczegóły
  • „The Longest Cocktail Party” – jeden z pracowników Apple opisuje działalność tej szalonej firmy pod koniec lat 60. Dobry przykład jak NIE prowadzić biznesu.
  • „With the Beatles” – prawa ręka Briana Epsteina opisuje swój czas z słynną czwórką. Sporo informacji na temat codziennego życia muzyków i wyjaśnienie, że nie tylko Yoko była „tą złą”.