Przejdź do treści

Lizard’s Hall of Fame #6: Soft Machine

Księżyc najpiękniej prezentuje się w czerwcu. Dlatego do listy ponadczasowych artystów, o których już pisaliśmy: The Beatles, The Doors, Queen, Marillion i Pink Floyd – dołączamy teraz zespół, który ten czerwcowy księżyc umieścił nawet w tytule jednej ze swoich kompozycji. Panie i Panowie: Soft Machine.

Najpierw William S. Burroughs opublikował w 1961 roku powieść „The Soft Machine”. Pięć lat później nowa formacja, której personalne korzenie tkwią w projekcie The Wilde Flowers (to zarodek tego, co później zaczęto określać mianem sceny Canterbury), uzyskała zgodę pisarza na wykorzystanie tytułu jego książki jako nazwy zespołu. Dość szybko porzucili „The” i rozpoczęli jedyną w swoim rodzaju podróż. Od grupy psychodelicznej, proponującej bardzo intrygujące, kolorowe utwory po rasowe fusion i… muzykę ilustracyjną. Zaczynali tak:

Po nagraniu pierwszego albumu – zarejestrowali go Robert Wyatt, Mike Ratledge i Kevin Ayers – z zespołu odszedł ten ostatni. Pojawił się Hugh Hopper i muzyka grupy zaczęła dryfować w kierunku jazzu. Najwyraźniej to słychać na podwójnym albumie „Third”, pozostającym najwybitniejszym osiągnięciem grupy. Poszerzenie składu o Eltona Deana i przedstawienie czterech rozbudowanych kompozycji, które łączyły w sobie elementy jazzu i rocka, intrygując kolażowym traktowaniem formy – część materiału była nagrywana w studiu, część na żywo, część w domowych warunkach… Sposób traktowania materiału może przypominać nieco działania Franka Zappy czy zabiegi Teo Macero przy płytach Milesa Davisa. To jednak zupełnie inna muzyka…

Z biegiem lat zespół uciekał w stronę fusion. Kolejno numerowane albumy (aż do „Seven”) przynosiły coraz więcej jazzowych pierwiastków. Na „Bundles” pojawił się Allan Holdsworth – pierwszy gitarzysta w zespole od czasów debiutanckiego singla.

Z oryginalnego składu pozostał już tylko Ratledge, który po chwili zniknął, zostawiając prowadzenie zespołu Karlowi Jenkinsowi. Choć ostatni okres w działalności grupy jest mniej doceniany i czasami trywializowany, to zarejestrowane wówczas przez zespół albumy „Softs”, „Land of Cockayne” czy niedostępny w szerokiej sprzedaży, przygotowany dla de Wolfe Music Library „Rubber Riff”, przynoszą bardzo dużo doskonałych, przemyślanym kompozycji. Czasami improwizacje odchodzą tutaj na drugi plan, eksponując przemyślane kompozycje Jenkinsa.

Po latach Karl Jenkins zaczął odnosić sukcesy jako kompozytor muzyki orkiestrowej, zarówno tej poważnej, jak i bardziej przystępnej (projekt Adiemus). Robert Wyatt kontynuuje do dzisiaj swoją karierę solową. Nie ma już pośród nas Hugha Hoppera ani Eltona Deana. Mike Ratledge przeszedł na muzyczną emeryturę. Choć wciąż działa Soft Machine Legacy (wywiad z zespołem znajdziecie w Lizardzie #5), to ich twórczość ciężko uznać za równie nowatorską i rewolucyjną. Takich zespołów jak Soft Machine po prostu już nie ma…

Kalendarz na czerwiec
Kalendarz na czerwiec

Oczywiście te wspomnienia dotyczące zespołu uzupełniamy – zgodnie z tradycją – tapetą na pulpit. Wystarczy kliknąć tutaj prawym klawiszem myszy, żeby ją zapisać. A potrzebującym uzupełnienia w temacie płyt Soft Machine polecamy: